Pod artykułem o wynikach wyborów do rady powiatu pytacie, co one oznaczają w perspektywie nowej kadencji? W głównej mierze nic. Z tym samym starostą, wicestarostą i etatowym członkiem zarządu.
Przypominamy, po niedzielnych wyborach skład rady powiatu jest następujący:
Czyli: KO 7, PiS 7, Ponad Podziałami 3, Porozumienie Prawicy 2 oraz Koalicja Powiatowa 2. Oznacza to, że obecnie rządząca koalicja ma 12 mandatów, a opozycja 9.
Gdyby ktoś się dziwił, to warto napisać, że lista Koalicji Powiatowej, to taka „druga lista” PiS. Takie wyborcze rozwiązania swego czasu wykorzystywał bogatyński samorząd, gdy u jego sterów stał jeszcze Andrzej Grzmielewicz.
Jeszcze przed wyborami komentowano, że duża liczba list i kandydatów może oznaczać większe rozdrobnienie, co sprawi, że z budową nowej większości może być różnie. Odnosiło się to głównie do mającej „punktować”, będącej na fali listy Trzeciej Drogi.
Tak się jednak nie stało. Pisząc kolokwialnie, Trzecia Droga na naszym ternie całkowicie poległa zdobywając dopiero przedostatnie miejsce. Zawiedli we wszystkich okręgach. Zwłaszcza w Zgorzelcu gdzie zdobyli zaledwie 5,37% głosów, a jej lider Tomasz Strykowski jedynie 218 głosów. W innych okręgach nie było lepiej: Pieńsk i Węgliniec 6%. Ledwo co 10% udało się przekroczyć tylko w okręgu drugim i czwartym. Tym samym start okazał się klapą.
Ostatecznie nie doszło do zbytniego rozdrobnienia i koalicja rządząca przez ostatnią kadencję powiatem uzyskała „spokojną” większość. Dlatego ewentualne zmiany w naszym przekonaniu będą co najwyżej kosmetyczne, z tym samym rządzącym trio: starosta Artur Bieliński, wice - Mirosław Fiedorowicz, a i trzeba będzie podtrzymać dodatkowy etat i wynagrodzenie dla etatowego członka zarządu: Ireneusza Owsika.
Ten ostatni to jeden z dwóch „fenomenów” naszego regionu. Ponowny start z pozycji lidera listy Porozumienia Prawicy i ponowna porażka, ba wręcz pogrom. Choć tym razem udało się przekroczyć pułap stu głosów, było ich dokładnie 102. Czyli dwa razy mniej od wspomnianego Strykowskiego, pięć razy mniej od Fiedorowicza, dziesięć razy mniej od Bielińskiego i trzynaście razy mniej od Agnieszki Skonieczki.
Mało tego, tych głosów było cztery razy mniej od biorącego mandat z tej samej listy Ryszarda Droszcza. Ale to nic, dwa zdobyte mandaty dla stabilności rządzącej większości są bezcenne i tym samym Ireneusz Owsik ponownie zostanie etatowym członkiem zarządu, tylko za to, że jest… po prostu jest.
Drugim wspomnianym w tytule fenomenem, ale od nieco innej strony jest Marian Matyjasik. Ten bardzo popularny samorządowiec, po raz drugi wstawiany zostaje na listę lewicy w okręgu czwartym po to, żeby „nałapać” głosów dających mandat, który ma być przepustką dla lidera listy. Jednak tak jak ponad pięć lat temu, tak i w tegorocznych wyborach ten pomysł udaje się tylko połowicznie.
Lista mandat zdobywa, ale do rady wchodzi sam Matyjasik, który ponad pięć lat temu wygrywa dwoma głosami ze świętej pamięci Kazimierzem Janikiem, a teraz już wyraźnie gromiąc Marka Wolanina. Warto napisać, że w tym okręgu Marek Wolanin był chyba najbardziej promowanym politykiem. Mieszkańcy już obawiali się, że gdy otworzą lodówkę, to z tej wyskoczy jego plakat.
Zastępca Wójta Gminy Zgorzelec był widoczny wszędzie: na infrastrukturze wodociągowej, płotach, ogrodzeniach, ścianach, a na transporcie publicznym kończąc. Nic to jednak nie dało: 386 głosów nie mogło się równać z 586 Matyjasika, którego kampania nawet w połowie nie była tak intensywna, jak Wolanina.
Oczywiście, to tylko redakcyjne spekulacje i może się okazać, że skład władz Starostwa będzie wyglądał inaczej. Czy tak jednak się stanie, dowiem się wkrótce.