'Lelek' zatrzymany, to on zdradził Carringtona

Kilka dni temu został zatrzymany przez policję pod zarzutem kierowania gangiem oszustów podatkowych i prania brudnych pieniędzy Jacek B. „Lelek”, legendarny gangster z Dolnego Śląska. Aresztowano również kilka współpracujących z nim osób. Zatrzymani mieli "wyprać" blisko 37 mln złotych. Łącznie postawiono im 64 zarzuty.

Kilka dni temu został zatrzymany przez policję pod zarzutem kierowania gangiem oszustów podatkowych i prania brudnych pieniędzy Jacek B. „Lelek”, legendarny gangster z Dolnego Śląska. Aresztowano również kilka współpracujących z nim osób. Zatrzymani mieli "wyprać" blisko 37 mln złotych. Łącznie postawiono im 64 zarzuty. 

Zatrzymanie Lelka:
W wyniku działań przeprowadzonych w minionym tygodniu na terenie województwa dolnośląskiego, zatrzymano 3 mężczyzn. Z ustaleń śledztwa wynika, że każdy z nich miał określoną rolę w grupie. Jacek B. ps. „Lelek”, według śledczych był „głową zarządu” grupy oraz osobą, która prawdopodobnie finansowała cały proceder. Warto zaznaczyć, że Jacka B. ps. „Lelek” jest bardzo dobrze znany policjantom.

Kilkanaście lat temu policjanci z Zarządu we Wrocławiu CBŚP zatrzymali go i wówczas, zostały mu przedstawione zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, jak również inne przestępstwa. Mężczyzna został wtedy skazany i trafił do zakładu karnego, gdzie przez kilkanaście lat odbywał zasądzoną karę, aż do października 2016 roku.

  • Więcej na ten temat w komunikacie CBŚP klik-klik

Wątek zgorzelecki
Jacek B. ps. „Lelek” był w latach 90. najpierw współpracownikiem „Carringtona” na Dolnym Śląsku, a później szefem konkurencyjnej grupy przestępczej. Ich wzajemną walkę w okolicach Zgorzelca, która rozpoczęła się od konkurowania w przemytniczym procederze dotyczącym handlu spirytusem, media okrzyknęły wojną zgorzelecką. Zginąć w niej miało aż kilkadziesiąt osób. Ich ciał nigdy nie odnaleziono, dlatego wciąż uznawane są za zaginione. W 2016 roku Lelek wyszedł na wolność po niemal 15 latach kary pozbawienia wolności. Jak widać długo się nią nie nacieszył.

Książka
15 maja, nakładem Wydawnictwa Harde, ukaże się wywiad dziennikarzy kryminalnych, Zuzanny i Patryka Szulców, z jednym z najbardziej tajemniczych świadków koronnych w Polsce. W książce ,,Świadek Koronny. Sprzedał Carringtona, króla spirytusu” autorzy przedstawiają losy jednej z najbardziej krwawych organizacji przestępczych w naszym kraju, czyli gangu Carringtona, znanego również jako król spirytusu. Książka Zuzanny i Patryka Szulców to nie tylko historia liczonych w setkach milionów złotych brudnych interesów czy kilkudziesięciu niewyjaśnionych morderstw, ale również opowieść o narodzinach polskiej mafii.

Źródło: Magdalena Niemirowska-Kaczyńska Wydawnictwo Harde

Fragmenty:
Tak naprawdę konflikt pomiędzy „Carringtonem” a „Lelkiem” dotyczył tylko kasy. „Carrington” zarabiał ogromne pieniądze i każdy chciał mieć zysk, a tacy ludzie jak „Lelek” czy jego prawa ręka, Darek P. ps. „Pomyk”, chcieli tylko dużego zysku, nie interesowało ich nic innego. W tamtym czasie jeździli mercedesami i lexusami, a pozostali to nawet nie wiedzieli, że takie marki w ogóle istnieją. Oni mieli kasy w chuj, ale tu chodziło o zwykłą pazerność. Tacy ludzie jak oni to nie byli jacyś tam leszcze. Mieli tyle samo do powiedzenia co Lelek. To byli ludzie, którzy mieli kasę, bardzo bogaci, którzy przy „Carringtonie” dorobili się naprawdę sporo, ale chcieli więcej.
– Rozmawialiśmy już o obnoszeniu się z bogactwem przez „Carringtona” i jego ludzi. A jak było z gangiem „Lelka”?
– Grupa „Lelka” była raczej taka, że bujała się w czerwonych skórach i rolexach. Zobacz, jakie to były różne grupy! Grupa „Lelka” to gang zupełnie innego typu – też obracali kasą, szpanowali, wręcz unikali zabójstw. Trudno było tam znaleźć zabójcę. Przecież „Lelek” też co najwyżej korzystał z wynajmowanych „Kimów” [Valerian K. ps. „Kim”, płatny zabójca pochodzący z Kirgistanu – przyp. P.S.] czy innych ludzi. No, może poza „Pomykiem”, który jakieś tam trupy miał na koncie.

(…)

P.S.: – Zacznijmy od najgłośniejszej zbrodni – poczwórnego zabójstwa w Modrzewiach.
– To była egzekucja, nie można tego inaczej nazwać. Jej powód był prosty – ludzie Jacka B. ps. „Lelek” przetrzymywali i torturowali
tam człowieka „Carringtona”, niejakiego „Grzywę”. Jeden z ludzi „Lelka”, który mieszkał pod Zgorzelcem, zdradził, gdzie przetrzymują „Grzywę”. Swoją drogą tak wyglądała właśnie lojalność w tamtych czasach – uzależniona od strachu albo grubości portfela. W każdym razie kurs na Modrzewie obrali
osobiście „Carrington”, „Ślepy” i jeszcze dwóch zaufanych ludzi „Carringtona”. Jechali tam oczywiście z zamiarem odbicia „Grzywy”, ale też zabicia wszystkich pozostałych, których spotkają na miejscu. Nie było nawet innej opcji. Co więcej, ten podkupiony człowiek przekazał im, że konkretnie tego dnia na miejscu będą Dariusz P. ps. „Pomyk” i Jarosław J. – najważniejsi ludzie „Lelka” – i także sam „Lelek”. Swoją drogą, nie wiem, skąd gazety wzięły ksywę „Płomyk”, a widziałem to kilka razy w różnych artykułach. Żaden, kurwa, „Płomyk”, tylko „Pomyk” – od nazwiska. Wracając do Modrzewi. Tam na początku „Carringtonowi” i reszcie udało się pojmać dwie osoby, w tym takiego małego młodego gościa, który wyjątkowo lubił się znęcać nad swoimi ofiarami. Nie zabili ich od razu – najpierw po prostu postrzelili i czekali na pozostałych. Po jakimś czasie przyjechał Dariusz P. ps. „Pomyk” z Jarosławem J. Chcieli ukryć auto w szopie, a tam już czekał Andriej. Zaczął strzelać do „Pomyka”, trafił go w plecy. Samą egzekucję
zostawił „Carringtonowi” – sam chciał to zrobić, bo wyjątkowo nienawidził „Pomyka”. Potem ciało ukryli w studni. Jarek, widząc, co się dzieje, zaczął uciekać – ostrzeliwał go „Ślepy”. Nie trafił, więc chyba nie na darmo nosił tę ksywę. Gdy zaczęło się robić głośno, ten młody sadysta postanowił uciec przez okno. Wtedy „Carrington” sięgnął go serią wystrzałów i zabił. Ostatniego gościa wzięli ze sobą do lasu, w sumie nie wiadomo po co. Potem opowiadali jeszcze, że facet miał jaja, bo im się stawiał, mówił, że dalej nie idzie. Nie musiał – zastrzelili go tam, gdzie stał. Mieli czekać jeszcze na „Lelka”, ale z jakiegoś powodu nie przyjechał. Tymczasem Jarek zgłosił się na policję. Nie wiem, co dokładnie zeznał, ale chyba tylko, że było zabójstwo. Nie wydał sprawców. Za to mniej więcej tydzień później przyszedł do Janka M. ps. „Gruby Janek”, który przecież był prawą ręką „Carringtona”. Dla bezpieczeństwa Janek zostawił w drugim pokoju syna z bronią. Ale Jarek nie miał złych zamiarów – chciał się dogadać, bo zależało mu, żeby po prostu żyć. Opowiedział dużo o „Lelku”, a „Carrington” mu odpuścił. Inaczej byłby już pewnym trupem.

Czerwiec 1998 roku. We wsi Modrzewie koło Wlenia przetrzymywany był gangster związany z grupą Zbigniewa M. ps. „Carrington” o pseudonimie „Grzywa”. W odbicie go mieli osobiście się zaangażować m.in. „Carrington” i inny przestępca znany jako „Ślepy”. „Grzywę” udało się uwolnić, ale w akcji zginęły cztery
osoby – w tym należący do grupy Jacka B. ps. „Lelek”, Damian P. ps. „Pomyk”. Z miejsca zdarzenia udało się uciec innemu gangsterowi tej grupy – Jarosławowi J.

– Były jakieś podejrzenia ze strony grupy „Lelka”, kto ludziom „Carringtona” wystawił Modrzewie?
– Bardzo długo wałkowano temat, że Modrzewie miał wystawić właśnie Jarek, bo jako jedyny spierdolił i udało mu się przeżyć. To było głośne, nawet w gazetach o tym pisali. Mówiono, że Jarek w pewien sposób skazał na śmierć swojego najlepszego przyjaciela – „Pomyka”. Ale tak nie było, bo to przecież nie Jarek.
Natomiast „Pomyk” chyba jakoś przeczuwał, co się stanie, bowiem krótko przed śmiercią kupił sobie trumnę.
– Kim był ten młody sadysta, którego zastrzelił „Carrington”?
– Nie wiem dokładnie. Na pewno był powiązany z grupą „Lelka” i lubił się pastwić nad innymi. „Grzywę” podobno bił non stop. Do tego stopnia, że „Grzywa” wyglądał jak kupa mięsa, jedna wielka rana. A ten młody miał 16 czy 17 lat. Nie był pełnoletni. No i spotkał go taki los, jaki spotkał – dostał serię w plecy.
– To nie był jedyny przypadek, gdy „Carrington” ze swoimi ludźmi miał zabić kogoś tak młodego, w pewnym sensie dziecko. – Tak, był kiedyś chłopak, który też miał około 16 lat. Łaził po mieście i opowiadał głupstwa o „Carringtonie”. Wywieźli go do lasu, gdzie czekał już wykopany grób. Ten gówniarz był przekonany,
że chcą go tylko zastraszyć. Co najwyżej dostanie wpierdol i wróci do domu. Potem śmiali się z niego, bo do ostatniej chwili nie wiedział, co go czeka. Śmierć.