Maratońska – hala z duszą i historią

16 listopada 2014 r., magiczna data dla wszystkich sympatyków drużyny PGE Turowa Zgorzelec. Kilkanaście godzin przed tym spotkaniem po mojej głowie przetoczyły się kilometrowe myśli. Wchodząc na halę przy ul. Maratońskiej czułem, że ten dzień jest wyjątkowy. Jedyny, niepowtarzalny.

16 listopada 2014 r., magiczna data dla wszystkich sympatyków drużyny PGE Turowa Zgorzelec. Kilkanaście godzin przed tym spotkaniem po mojej głowie przetoczyły się kilometrowe myśli. Wchodząc na halę przy ul. Maratońskiej czułem, że ten dzień jest wyjątkowy. Jedyny, niepowtarzalny.

W Centrum Sportowo Rekreacyjnym powstałym w 1986r., każdy kto chociaż raz odwiedził to miejsce, oglądając na żywo czarno-zielonych może mówić, że historia pisała się na jego oczach. Wzloty, upadki – to znak rozpoznawczy w sporcie, każdy kibic był tego świadkiem. Hektolitry potu wylanych przez zawodników, tyle samo łez kibiców i zawodników. Łez szczęścia i smutku. Słynny „blaszak” przy Maratońskiej ma duszę. Historie jakie pisały się na tym obiekcie, wiele drużyn w całej Polsce może pozazdrościć.

Niewielu było chętnych do emocjonowania się meczami KS Turów Zgorzelec w ramach rozgrywek II oraz I ligi. Spokojnie można było wejść na halę równo z rozpoczęciem meczu, wybrać sobie dowolne miejsce na trybunach… nawet w wersji leżącej. Nie, to nie była loża VIP. To był efekt garstki zapaleńców.

W sezonie 1993/1994 Turów kontraktując Ukraińca, Wiktora Zabołotnego mierzącego 222 cm wzrostu, zapisał się w historii polskiej koszykówki jako klub, który dysponował najwyższym zawodnikiem w historii.

Działacze drużyny Turowa Zgorzelec mieli spory problem z zakupem obuwia dla giganta. Z pomocą wyszedł szef stoiska obuwniczego w Domu Towarowym w Goerlitz, który nie wierzył, że jego stopa miała 39 cm (numer buta 54). Powiedział, że jeśli zawodnik zostanie do niego przyprowadzony, otrzyma drugą parę butów gratis. Oczywiście Wiktor mógł cieszyć się z posiadania dwóch par butów. Ukrainiec nie wyróżniał się wielkimi zdolnościami koszykarskimi. Po zakończonej karierze, zaczął występować ponoć w cyrku.

Po sporym okresie czasu, a dokładnie w sezonie 2009/2010 Turów pobił swój rekord, dysponując w składzie Azerem. Aleksandar Rindin mierzy 225 cm i do dziś widnieje jako najwyższy zawodnik, który przebywał na polskich parkietach.

Test wytrzymałościowy dla obsadzonych okien w hali, kibice przeprowadzili podczas finałów I ligi z drużyną AZS Zagaz Koszalin. Decydujący mecz sezonu 2002/2003. Ulubieniec zgorzeleckiej publiczności Grzegorz Mordzak, w zaciętym meczu został brutalnie sfaulowany przez Tomasza Dąbrowskiego. W jednym momencie, dwa tysiące gardeł wykrzykiwały „łysy ….”. Mordziaty na parkiet już nie wrócił. W Zgorzelcu każdy kibic koszykówki pamięta tę sytuację po dzień dzisiejszy. Niesamowite, każdy! Kolejną najgorszą wiadomością tamtego dnia był przegrany finał.
Mimo porażki, to była wyjątkowa chwila dla wielu zgorzeleckich kibiców. Od tego momentu, znaczenie słowa – cisza, można było szukać tylko w słownikach języka polskiego. Zgorzelec otrzymał szansę występu w Era Basket Lidze poprzez wykupienie „dzikiej karty”.

Prezes klubu, śp. Zbigniew Kamiński zadeklarował jasno – upragniony awans tylko na drodze sportowej. To właśnie klub z przygranicznego miasta, nie utytułowany WKS Śląsk Wrocław, jako pierwszy obrał drogę sportowego awansu na najwyższy szczebel rozgrywek w Polsce.
Rok później, już w wyśmienitych nastrojach kibice Turowa opuszczali Kwidzyn, świętując upragniony awans do Era Basket Ligi. (Nie płacz Kwidzyn - kibice Turowa Zgorzelec...)

Doskonale tamte czasy pamięta wychowanek Turowa Zgorzelec, Tomasz Zabłocki: -Sentyment do tego miejsca będzie zawsze. Na tym parkiecie rodziła się prawdziwa historia klubu. Za kilka dni będziemy kibicować naszemu klubowi na nowej hali, świetne uczucie! Cieszę się z rozwoju koszykówki w naszym mieście. Posiadamy drużynę, która jest Mistrzem Polski. Sytuacja, w której drużyna osiąga, tak ogromny sukces, zawsze przyciąga dzieci i młodzież do sportu, w tym przypadku do koszykówki. Obecnie dzieci niechętnie uprawiają sport, więc jest to wymarzona chwila, aby najmłodsi adepci byli jeszcze bliżej koszykówki i Mistrzów Polski. – powiedział obecny trener młodzików PGE Turowa Zgorzelec.

W okresie przygotowawczym, przed debiutem na boiskach ekstraklasy BOT Turów Zgorzelec, gościł Reprezentację Polski, w składzie której występowały obecne gwiazdy polskiej koszykówki Maciej Lampe, Marcin Gortat, Filip Dylewicz, Michał Ignerski, Łukasz Koszarek, Wojciech Szawarski, Andrzej Pluta, Robert Witka, Cezary Trybański, Paweł Szcześniak, Krzysztof Roszyk oraz Eric Elliott. Doszło nawet do zamkniętego sparingu miejscowej drużyny z ekipą prowadzoną przez Andrzeja Kowalczyka.

Sparing zamknięty był tylko z nazwy. Osoby z zarządu klubu, tylnymi drzwiami wpuścili sporą grupę kibiców, którzy próbowali podglądać sparing przez malutkie szybki w drzwiach. Jako beniaminek drużyna ze Zgorzelca zajęła wysokie, czwarte miejsce w lidze. Kolejny sezon kibice gromadzący się w CSR byli świadkami tylko pojedynczych zwycięstw. W efekcie doszło do zmian w strukturach zarządu klubu, i w następstwie do zmiany trenera.

W 2005 roku poważnie myślano nad modernizacją hali o dodatkowe tysiąc miejsc. W maju, w artykule dla Gazety Wrocławskiej, wypowiedział się sam architekt obiektu z wizją zmian, Wojciech Zabłocki.

Złośliwi kibice nazwali halę w Zgorzelcu kurnikiem. Zupełnie nie przeszkadzało to Saso Filipovskiemu wraz z Bobanem Mitevem przygotowywać swój zespół przy ul. Maratońskiej do historycznego sukcesu na europejskich parkietach w trakcie sezonu 2007/2008. PGE Turów Zgorzelec mimo najmniejszego budżetu w Pucharze ULEB, dotarł do Final Eight rozgrywanego w Turynie. W tym samym sezonie, jak i w poprzednim, zdobył dwa upragnione srebrne krążki dla Zgorzelca, walcząc jak równy z równym, z drużyną naszpikowaną koszykarskimi gwiazdami z Sopotu.

W 2008 roku stanowisko Prezesa Zarządu KKS Turów Zgorzelec S.A. objął Jan Michalski. W 2002 roku powołano spółkę Centrum Sportowo-Rekreacyjne, której został prezesem, prowadząc ją przez cztery lata. Z radością i sentymentem wypowiedział się o obiekcie, który zna, jak mało kto. -Historia obiektu sięga jeszcze lat 70-tych i decyzji, że będzie wybudowany w Zgorzelcu, a nie w Jeleniej Górze. Unikalny projekt, długa historia budowy, z wieloma ciekawymi wątkami, no i rok 1986, w którym oddano halę do użytku (jeszcze bez basenu). To okres w którym grał m.in. Zygmunt Tofil, Jarosław Posioł, Marek Olszak oraz kilku innych bardzo dobrych zawodników. Może wielkich sukcesów jeszcze wtedy nie było, ale to również bardzo ciekawy okres w historii hali. To jeszcze czas końcówki boksu oraz dużych imprez kopalnianych – zakończył Jan Michalski.

Po trzech kolejnych wicemistrzostwach kraju, drużyna PGE Turowa Zgorzelec doczekała się kolejnego złośliwego określenie – wiecznie drudzy. Presję „wiecznie drugich” odczarował Miodrag Rajkovic, zapisując się wyraźnie w kartach historii zgorzeleckiego klubu, jako jedyny trener poprowadził klub ze Zgorzelca do Mistrzostwa Polski.

Największy sukces drużyny otworzył drzwi do najlepszych rozgrywek na Starym Kontynencie – Euroligi.
Po pięciu przegranych finałach i tym wyczekiwanym od lat Mistrzostwie Polski, dla kibiców zgorzeleckiej koszykówki grupa w jakiej znalazł się PGE Turów Zgorzelec, jest niczym z najpiękniejszego snu. W grupie z Turowem , Mistrzowie Włoch, Hiszpanii, Turcji, Grecji oraz Niemec. Budżety kilkukrotnie wyższe od drużyny ze Zgorzelca. Najpierw w Lubinie, a już za nieco ponad tydzień w Zgorzelcu, w nowiutkim obiekcie PGE Arena będzie można na żywo podziwiać zawodników światowej klasy.

W marcu 2012 r. PGE Turów Zgorzelec skład drużyny wzmocnił Damian Kulig. W słynnym na całą Polskę – blaszaku, kurniku – to właśnie tutaj, sezon, w sezon Kulson robił postępy, które doprowadziły reprezentanta Polski na szczyt. Najpierw wyróżniał się w Polsce, a teraz jego nazwisko zapisane jest w notatnikach skautów silnych, europejskich zespołów.

-Przychodząc do drużyny PGE Turowa Zgorzelec, dokładnie wiedziałem jakie są postawione cele przed drużyną. Mistrzostwo Polski i gra w elitarnych rozgrywkach Euroligi. Zdobyliśmy złoty medal, co otworzyło nam szanse do gry przeciwko najlepszym drużynom w Europie. Mam nadzieję, że zagramy kolejny mecz na nowej hali, która będzie dla nas równie szczęśliwa jak ta, przy ul. Maratońskiej. Sezon jest bardzo długi, więc najważniejsze będzie utrzymanie dobrej dyspozycji. – komentuje podkoszowy PGE Turowa Zgorzelec po zwycięskim meczu nad Anwilem Włocławek.

Pożegnalny mecz na parkiecie Centrum Sportowo Rekreacyjnego z Anwilem Włocławek, nie był zwykłym meczem o dwa punkty. Drużyna Rottweilerów od czasów awansu Turowa do ekstraklasy, jako jedna z nielicznych drużyn miała korzystny bilans ligowych spotkań na parkiecie w Zgorzelcu. 7-0 takim bilansem mógł się pochwalić Anwil Włocławek w meczach rozgrywanych przy ul. Maratońskiej. Pierwsze zwycięstwo PGE Turów Zgorzelec nad drużyną ze stolicy Kujaw, w swoim obiekcie, odnotował dopiero w sezonie 2010/2011. Ostatnie ligowe zwycięstwo i tym samym ostatni mecz na parkiecie CSR, drużyna PGE Turowa Zgorzelec doprowadziła do bilansu 9-9 w meczach, podejmując ekipę z województwa kujawsko – pomorskiego.

-Wspaniałe uczucie tworzyć kolejną historię po Mistrzostwie Polski – przenosiny na nowy obiekt. Hala, w której graliśmy dotychczas, pomimo swoich lat ma specyficzną duszę i klimat. Czuliśmy się tutaj bardzo dobrze. Trochę szkoda opuszczać ten obiekt. Musimy rozwijać się nie tylko sportowo, ale organizacyjnie również. Nowy obiekt właśnie jest tym kolejnym krokiem. Mam nadzieję, że PGE Turów Arena będzie dla nas tak samo szczęśliwa, jak ta „stara” hala. – skomentował Filip Dylewicz. W mistrzowskim składzie występuje zawodnik, który śmiało można zaryzykować stwierdzeniem – przeszedł wszystko z drużyną.

-Nowa hala jest ogromnym wydarzeniem. Dla nas wszystkich – dla zawodników, dla klubu i przede wszystkim dla mieszkańców Zgorzelca. To pokazuje, że klub stawiając sobie ambitne cele od pierwszej ligi zasłużył na tak wielki moment. Mistrzostwo kraju, Euroliga i nowa hala w Zgorzelcu -zdecydowanie jest efektem rozwoju klubu. Jestem ogromnie szczęśliwy, że mogę być częścią klubu, który cały czas pnie się w górę. Z halą przy ul. Maratońskiej jestem szczególnie związany, łączy mnie z nią wiele wspomnień. Bardzo cieszę się, że halę zamknęliśmy zwycięstwem nad Anwilem i pozostawiając parkiet w starej hali niezdobyty z bilansem 7-0, powiedział Michał Chyliński, który występuje w Zgorzelcu od 2009 roku.

Popularny Chylu przy tej okazji nie zapomniał o kilku słowach dla kibiców przy tak ważnym wydarzeniu:

-Kibice zgromadzeni na „starym” obiekcie stworzyli świetną atmosferę w meczu z Anwilem. W Zgorzelcu jestem od wielu lat. Wielu kibiców znam bardzo dobrze. Wiem, że to są ludzie, którzy żyją tym klubem, kochają ten klub i koszykówkę. Były momenty lepsze i gorsze. Oni zawsze są z nami. Z tego względu my zawsze staraliśmy wykonywać swoją pracę na boisku, jak najlepiej i będziemy nadal to robić. Bez kibiców nas by tutaj nie było. Jesteśmy im bardzo wdzięczni za ich wsparcie. Mam nadzieję, że na nowej hali, przy pełnych trybunach będą tworzyć razem z nami nową kartę w historii klubu.

Nieodłącznym elementem naszego życia jest historia. Siedząc w ławkach szkolnych – uczyliśmy się historii w wielu dziedzinach. Siedząc na trybunach – podziwialiśmy tworzącą się historię na naszych oczach.

Żyjemy dzień po dniu, często nie dostrzegając szczegółów. Zrywając kartki z kalendarza, 16 listopad dla zgorzeleckiego klubu będzie prawdziwym wydarzeniem. W obiekcie Centrum Sportowo Rekreacyjnego przy ul. Maratońskiej 2, drużyna PGE Turowa Zgorzelec szlifowała formę przed swoimi największymi sukcesami na arenie międzynarodowej i krajowej.

Na tej hali trenowali Thomas Kelati, David Logan, czyli dwóch zawodników dla których wysłużony parkiet przy ul. Maratońskiej w Zgorzelcu stał się prawdziwą trampoliną i przepustką do występów w najmocniejszej lidze na Starym Kontynencie – Eurolidze.

Ten sam obiekt dla mieszkańców Zgorzelca, ale również kibiców przyjeżdżających z najdalszych krańców Polski będzie kojarzył się z upałami. W okresie letnim, każdy kibic zasiadający na trybunach marzył o klimatyzacji. O gorącą atmosferę dbali zawsze również kibice, co w połączeniu z temperaturą na zewnątrz, dawało efekt sauny. Nikt nigdy nie narzekał, że nie jest to obiekt SPA, bo zawsze rywalizacji na parkiecie towarzyszyły wielkie emocje.

Podczas meczów rozgrywanych w lecie i ścisku, który towarzyszył w finałach hala w Zgorzelcu zyskała kolejny już swój synonim – „blacha w ogniu”, ale to właśnie tutaj ostatnie punkty z linii rzutów wolnych oddał zawodnik z przeszłością w NBA (New York Knics, Los Angeles Clippers ), Mardy Collins. Dwa rzuty wolne wykonał ze 100% skutecznością, ustanawiając ostateczny wynik spotkania 97:89.

Pierwszy raz po zwycięskim meczu, nie wychodziłem z hali z uśmiechem na twarzy. Z zadumą, że dla wielu ludzi w Polsce, ta hala była obiektem kpin i żartów, ale dla mnie i wszystkich kibiców jest symbolem Zgorzelca, symbolem koszykówki. To właśnie w jej historii ludzie ustawiali się w kolejce po bilety do kasy, w wąskich korytarzykach… od nocy!

Zanim opuściłem obiekt, wróciłem się – spojrzeć na puste trybuny i pod dach. Tutaj największe rozczarowanie, bo hala gościła europejskie drużyny w ramach ligi VTB, gościła ligowych rywali, a nie było i nie ma ani jednej koszulki pod kopułą, ani jednego proporczyka nawiązującego do bogatej historii klubu uwieńczonej sukcesami. To był jedyny brakujący element w tym obiekcie. Koszykówka, to biznes – a tutaj swoimi największymi zwycięstwami trzeba się chwalić.

Kopuła dachu - będzie pierwszym elementem na który zwrócę uwagę podczas pierwszych odwiedzin PGE Turów Arena.

Żadna ilość tekstów i niezliczona ilość słów – nie odda w rzeczywistości obrazu, jaka magia towarzyszyła „starej” hali. W sezonie 2007/2008 Europa pierwszy raz usłyszała o klubie ze Zgorzelca i to będzie chyba najlepsze podsumowanie, jak wielką duszą wyróżnia się ten kurnik, blaszak – nazywajcie jak chcecie.

Tutaj rodziła się siła, moc i energia PGE Turowa Zgorzelec…

---
Zapraszamy na Facebook autora tekstu Rzut Osobisty