OK, zobaczę co da sie zrobić
bombas3, potrzebuje oryginalna pisownie Chatzupolosa, zdjęcie z nagrobka jest mało czytelne, jak masz jakieś zbliżenie, to mi podeślij, dzieki.
[ Dodano: Wto Cze 19, 2007 1:09 am ]
fragment:
Dora Romero - Theofilidou
Wspomnienia pięknych ale trudnych czasów.
W Atenach jako dzieci (a było nas troje) często słyszeliśmy takie zdania: "pamiętasz, wtedy w Görlitz?" albo "... u Berty na Rauschwaldzie" – "jak miły był wieczór u Beck’a". Kiedy w czasie wakacji byliśmy nad morzem w drewnianym domku w Warkisa, rodzicom przy lampce Retsiny zebrało się na wspomnienia.
Nie spodziewaliśmy się wówczas, że to Görlitz, w którym poznali się nasi rodzice, przyjdzie nam również zobaczyć.
Nasz tato, grecki oficer, przyjechał z Tracji do Görlitz we wrześniu 1916 razem z całym IV korpusem armijnym. Jak nam opowiadał, siedział sobie w knajpie na piwie, przy stoliku obok siedziały dwie młode panienki i gdy piana od piwa zawiesiła się na zuchwale podkręconym wąsie obie głośno zachichotały. Tak poznali się nasi rodzice. Zakochali się w sobie a miłość słów nie potrzebuje. Nasza matka nie znała greckiego a ojciec ani słowa po niemiecku. Po zakończeniu wojny ojciec wrócił do Grecji w 1919 a matka dołączyła do niego w 1921. 5 maja 1921 roku pobrali się w Atenach według obrządku greko-katolickiego. W Atenach nie mieli lekko, nie było tam jeszcze światła elektrycznego a wodę trzeba było nosić ze studni. Mama była całkiem sama a grecka rodzina nie była zbyt zachwycona wyborem naszego taty.
Jesienią 1939 rozpoczęła się II Wojna Światowa. Jako dzieci, wtedy 17, 12 i 11 lat, nie zdawałyśmy sobie z niej sprawy. Nawet rodzice nie przejmowali się nią zbytnio. Nie spodziewali się jednak, że za rok przyjdzie i do nas. A dla nas bękartów, tak byliśmy nazywani, były to ciężkie czasy.
Gdy 27 kwietnia 1941 roku Niemcy bez walki wkroczyły do Aten po naszych krewnych nie było ani widu ani słychu, przyjaciele i sąsiedzi odwracali od nas głowy. Ja osobiście, w niemieckiej szkole, do której chodziłam, zostałam pobita przez grecką koleżankę.
Podczas głodowej zimy 1941/42 zmarła jedna trzecia ludności Aten. Wtedy Sassa, najstarsza z rodzeństwa, która właśnie zdawała maturę, została wysłana do Wrocławia, do siostry naszej matki, która przeprowadziła się tam z Görlitz. Dołączyłam do niej w połowie czerwca 1943 po ciężkiej chorobie, wychudzona, głodna i wyczerpana. Rodzice i nasz brat dojechali w październiku 1944 gdy wojska niemieckie opuściły już Grecję.
Po strasznym bombardowaniu w Brunszwiku, które przeżyliśmy podczas wizyty u krewnych 15.10.1944 roku, i które doszczętnie zniszczyło to piękne miasto, ojciec zdecydował, że przeprowadzimy się do Görlitz, bo tam nie było bombardowań i byli starzy znajomi, którzy się ostali w mieście np. Pedros Halaris, rozwiedziona pani Zykalakis i inni.
Dostaliśmy umeblowany pokoik na piętrze przy Neissestr. 14. Pięć osób w jednym pokoju, ale wszystko grało. Jadaliśmy pod "brązowym jeleniem" ("Braunen Hirsch") ale jednak najczęściej w "Union-Stuben" pani Beck. Tam zawsze było ciepło i przyjemnie.
Nasz tato opowiedział nam pewną historię, którą potwierdziła również przyjaciółka naszej mamy.
Pewien jego znajomy i figlarz zarazem spędzał czas razem z innymi oficerami w "Union-Stuben". Przy stoliku obok siedziały trzy młode görliczanki. Wtrąciły się do rozmowy, zaczęły flirtować i wtedy ów Grek powiedział, że tu w sali obok ma mnóstwo greckich antyków i czy one nie zechciały by tego pooglądać. One troszkę naiwnie mu we wszystko uwierzyły. Poprosił by weszły dopiero po dziesięciu minutach, bo musi wszystko ładnie poustawiać. Gdy po umówionym czasie otworzyły drzwi... z krzykiem uciekły do lokalu głośno domagając się przybycia policji.
Grecki oficer rozebrał się do nagusieńka, wlazł na fortepian, który był tam ustawiony na specjalne okazje i przybrał pozę Hermesa praksytelesa. Potem była dogrywka i został ukarany mandatem.
_____________
cdn...