Z tego co pamiętam były, ale nie dam sobie nic uciąć, że oprócz tej pod Wałbrzychem...
Dziś kolejny odcinek wspomnień. Proszę o poprawki. Sprawdźcie w sucharze co dostawali więźniowie, bo mnie "
scilly" męczy:
Cytuj:
15 Stycznia, poniedziałek – moja rocznica ślubu
Wielu spośród naszych podoficerów objęło pozycje, na które powinni zostać wybrani w wyniku głosowania. Dajmy na to amerykański szef Czerwonego Krzyża, barakowi, amerykański mąż zaufania, itd. Sgt. [sierżant] Hunt i ja próbowaliśmy zebrać zainteresowanych głosowaniem, lecz bez skutku. Nikogo to nie obchodziło.
16 Stycznia, wtorek
Nie mamy żadnych piecyków – ani dużych, ani małych. Jedzenie jest dużo gorsze niż było w IVB [gdzie autor przebywał przed przewiezieniem do Stalagu VIII A]. Dostajemy bochenek chleba na 7, troszkę margaryny i nasze scilly (około 0,5 litra) [nie mam pojęcia co to jest, może piwo?], no i oczywiście kawę, której używaliśmy do mycia czy golenia.
17 i 18 Stycznia, środa i czwartek
Śnieży jak cholera, już 2 metry głęboko. Francuzi odśnieżają Niemcom drogi, ale potrzebują więcej pomocy. Przyszli do naszego baraku po ludzi do pomocy, ale ci w większości nie chcieli, a tym którzy się godzili Msgt. Davis mówił NIE. Zagrozili, że odetną nam naszą scilli, ale jestem pewien, że nie będzie po niej tęsknoty. Francuzi jako jedyni dostają paczki czerwonego krzyża za pracę. Anglicy ani Rosjanie – nie. Anglicy powtarzają, żeby uważać na Francuzów, bo kolaborują z Niemcami, aczkolwiek trudno w to uwierzyć – wszyscy płyniemy tym samym statkiem.
Przy okazji ich paczek mieliśmy okazję wymieniać przedmioty za jedzenie. I dobre chwile się zdarzają. Dziś zostałem ogłoszony bibliotekarzem – około 80 książek na około 2000 ludzi. Nie mogę ich znaleźć, więc moja praca jest łatwa.