w tym przypadku (wiatraków), nie system jest zły lecz człowiek.

wracając do wiatraków - to narzucamy je sobie sami - korzystając z prawa unijnego jako wymówki. na razie jest to inicjatywa jednego cwaniaka lobbysty, który trzepie gigantyczną kasę na projektach farm wiatrowych i żeruje na pazerności właścicieli działek i wójtów z niedomykającymi się budżetami. jak już pisałem wcześniej, w najmniejszym stopniu nie obchodzi go prąd, którego pozyskanie będzie znikome i nieopłacalne, a już z w ogóle ludzie którzy będą żyć w cieniu tego syfu.

człowiek zazwyczaj postępuje tak jak umie i może najlepiej. Jeśli system jest zły to postępuje źle a jeśli dobry to dobrze.

powyższy cytat powinien się znaleźć w wątku o korzyściach płynących z Unii

Sprawa odległości wiatraków od zabudowań wraca jak bumerang 07.12.2012r.
W czerwcu parlamentarzyści ze specjalnie powołanego zespołu ds. energii wiatrowej zapowiedzieli, że zgłoszą projekt ustawy ograniczającej możliwości lokalizacji turbin wiatrowych. Jak donosi „Rzeczpospolita” choć wówczas projekt utknął w Sejmie to w ubiegłym tygodniu sprawa wróciła.
Parlamentarny zespół ds. energii wiatrowej bezpiecznej dla ludzi i środowiska chce wprowadzenia minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od gospodarstw domowych i terenów leśnych. Według ich propozycji dla wiatraków przekraczających moc 500 KW granica powinna wynosić co najmniej 3 km. Wiceprzewodnicząca zespołu Elżbieta Witek tłumaczyła w czerwcu, że minimalna odległość trzech kilometrów, którą zamierzają zaproponować, uwzględnia analizę Ministerstwa Zdrowia.
– Wynika z niej, że farmy wiatrowe nie powinny powstawać w odległości mniejszej niż 2 do 4 km od zabudowań mieszkalnych – mówiła.
Według dzisiejszej „Rzeczpospolitej” po kilku miesiącach przerwy sprawa ustawy wróciła w ubiegłym tygodniu. Jednocześnie dziennik zwraca uwagę, że swoje stanowisko w tej sprawie wydał również rząd. Jak relacjonuje gazeta w przyjętym 14 listopada przez Radę Ministrów stanowisko w sprawie przyszłości energetyki wiatrowej w Polsce, czytamy że „rząd stoi na stanowisku zgodnie z którym kwestie związane z wpływem turbin wiatrowych na warunki życia ludzi mieszkających w otoczeniu siłowni wiatrowych oraz na całość środowiska są obecnie analizowane na etapie procedury oceny oddziaływania na środowisko".
Jednocześnie jak pisze „Rz” ze stanowiska rządu wynika również, że należy zwiększyć zakres badań i monitoringu zdrowia mieszkańców terenów w pobliżu elektrowni wiatrowych.

[size=85]Państwowa spółka energetyczna wpakowała już prawie 70 mln zł w budowę farmy wiatrowej koło Rzeszowa, a na budowie od roku hula wiatr. Mieszkańcy nie ustają w protestach.
Chodzi o farmę wiatrową, która ma powstać na terenach trzech sąsiadujących miejscowości: Woli Rafałowskiej, Cierpisza i Malawy. Od czterech lat Polska Grupa Energetyczna Energia Odnawialna mocuje się z mieszkańcami, którzy nie chcą czterech wiatraków blisko swoich domów. Wyliczyli, że niektóre wiatraki stałyby nawet 80 metrów od okien.

Najgłośniej o protestach było przed trzema laty, gdy zablokowali budowlańcom wjazd na teren inwestycji. Wjechali dopiero po kilkunastu godzinach, po tym, jak przez całą noc trwały negocjacje z policją i inwestorem.

Policja robi naloty, mieszkańcy protestują

W poniedziałek przeciwnicy wiatraków znów przypomnieli o sobie. Przed Sądem Rejonowym w Rzeszowie protestowali przeciwko akcji policjantów, którzy 18 października urządzili z samego rana nalot na prywatne domy dwóch rodzin z Malawy: Kowaliłów i Szyszków.

Policjanci szukali materiałów wybuchowych. Było podejrzenie, że mieszkańcy chcą wysadzić farmę w powietrze.

- Przyszli o 7.15. Powiedzieli, że są u nas materiały wybuchowe. Ja to materiały wybuchowe widziałam w telewizji. Obudziłam córki, były wystraszone. Nie wiedziałyśmy, czy mamy uciekać z domu. Policjanci z psem przeszukali cały budynek. Nic nie znaleźli - mówiła przed budynkiem sądu Lucyna Szyszka.

Edward Kowaliło tak relacjonował wizytę policjantów: - Przyszli, gdy w domu jeszcze wszyscy spaliśmy. Oświadczyli, że mają nakaz, ale żadnego dokumentu nie pokazali. Przeszukali dom z góry na dół. Weszli na strych, do stajni i stodoły. Też nic nie znaleźli.

Mieszkańcy uważają, że policja urządziła nalot na domy, by ludzi zastraszyć. By przestali protestować. - Nie damy z siebie zrobić wariatów - mówi Marian Daszyk z Ogólnopolskiego Komitetu Obrony Mieszkańców przed Budową Elektrowni Wiatrowych, który brał udział we wczorajszym proteście.

Policja działała " na zamówienie"?

Policja nie ma sobie nic do zarzucenia: - Mieliśmy informacje, że w kilku domach mogą być materiały wybuchowe. Nie dało się inaczej zweryfikować informacji - trzeba było zrobić przeszukanie. To były rutynowe działania - przekonuje Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji.

Domysły mieszkańców, że policjanci działali na "czyjeś zamówienie", podkręcił fakt, że funkcjonariusze przeczesali domy, nie mając na to żadnego dokumentu z prokuratury. Prokurator Dominik Miś z Prokuratury Rejonowej w Rzeszowie policyjne przeszukanie zatwierdził dopiero pięć dni później. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo policja ma prawo wchodzić do domu na legitymację, a prokurator może to później zaakceptować.

Dominik Miś, który nadzorował policyjne postępowanie w sprawie nielegalnego posiadania materiałów wybuchowych, umorzył je. - Z powodu braku dostatecznych dowodów na zaistnienie przestępstwa - tłumaczy Edyta Lenart, szefowa rzeszowskiej prokuratury.


"Boimy się o swoje życie"

Sąd w poniedziałek rozpatrywał skargę mieszkańców na nalot policji. - Uznał, że był zgodny z prawem. Nie wyobrażam sobie, że w obecnych czasach normalnych i prostych ludzi tak się nachodzi. To była prowokacja - oburza się Zdzisława Dubaj, b. sołtyska Woli Rafałowskiej, dziś stojąca na czele Stowarzyszenia na rzecz Praworządności i Ochrony Środowiska.

- Boimy się o swoje życie i zdrowie - powtarzali w trakcie pikiety protestujący.

Na razie skutecznie uniemożliwiają kontynuację budowy wiatraków, których inwestorem jest państwowa spółka PGE Energia Odnawialna. Wiatraki buduje firma Mega. Buduje od trzech lat i skończyć nie może. Według naszych informacji PGE EO do tej pory zainwestowała w budowę około 70 mln zł.

- Rok temu zostały zalane fundamenty i od tamtej pory nic się nie dzieje - twierdzi Zdzisława Dubaj.

Budowa wiatraków pod Rzeszowem przewija się od lat w sądach. Mieszkańcy uważają, że pozwolenie na budowę wydano niezgodnie z prawem. W marcu 2010 r. ich obawy potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Inwestor się odwołał, kilka miesięcy później Naczelny Sąd Administracyjny zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. I do dzisiaj nie ma ostatecznego werdyktu.

PGE: My nasłaliśmy policję? Śmieszne

Niemniej jednak PGE Energia Odnawialna pozwolenie na budowę ma wciąż ważne. Pytamy w spółce, jaki mają dalszy plan związany z inwestycją. Michał Kucaj, rzecznik PGE EO, nie odpowiedział na to pytania. W rozmowie telefonicznej mówił tylko: - Dziwię się, że ludzie protestują. Przecież tam będą tylko cztery wiatraki.

- To dlaczego nie kontynuujecie inwestycji? - pytamy.

- Bo jest zima - odpowiadał Kucaj.

- Wy nasłaliście policję na mieszkańców? - dopytywaliśmy.

- To śmieszne. Nie mamy z tym nic wspólnego - twierdzi Kucaj.


Cały tekst: http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,3496 ... SlotII3img#ixzz2EjMHIUNA[/size]

na moje oko to włanie dołki kopią wokół Koźmina pod zabudowę.
szkoda...

Nieopodal Żarskiej Wsi już niektóre stoją